Ze smutku w siłę

Smutałam, że nie jestem psychologiem. Szczególnie, że przecież chciałam iść na psychologię. Choć nęciła też polonistyka. Poszłam na prawo. Też na "p". Moi rodzice nie maczali w tym palców, natomiast uległam czarowi wizji rodziców ówczesnego chłopaka, którzy widzieli mnie w roli prawniczki. Prawo skończyłam z wyróżnieniem w pakiecie z europeistyką. Otarłam się o dyplomację, praktykując w Berlinie i w niemieckim konsulacie honorowym w Poznaniu. Myślę, że ta droga mogłaby być też moją drogą, ale jednak nią nie poszłam. I na tym świadomie zakończyłam prawniczą przygodę. Potem były NGO's i szybki obrót ku własnej działalności. I tak zaczęłam uczyć. Wracając jednak do sedna, było mi niedobrze z tym, że nie skończyłam ani nawet nie zaczęłam psychologii też dlatego, że kilka lat temu byłam już gotowa składać papiery i uslyszałam, że mam przynosić dochód, a nie generować koszty. I tak, psychologiem nie jestem. I czułam, że powinno być inaczej, że gdybym była, to miałabym większ...