Bzowe truskawki



Pisać siebie to poszerzać swoj repertuar. W różnych dziedzinach. Ja dziś sięgnęłam po czarny bez. Dosłownie, bo musiałam wspiąć się na paluszki i zerwać te obłędnie pachnące baldachimy. Ich zapach jest tak intensywny, że mój niewęch go wyczuwa! Potem czułam się trochę na styku magii i rzeczywistości, kiedy mieszałam truskawki z cukrem i zanurzałam w nich umyte mocno, ale nadal tak samo dzikie kwiatostany. Aromat napełniał kuchnię, a ja czułam, jakbym uczestniczyła w czymś większym, niż przygotowywanie konfitury z truskawek z bzem. Jakbym łączyła się jakoś z tymi wszystkimi zielarkami, gospodyniami domowymi i po prostu kobietami, które sięgają po dary natury, żeby potem wyczarować z nich pokarm dla siebie i dla rodziny. Byłam ciekawa efektu, ciesząc się jednocześnie samym procesem. Napisałam nowy kawałek siebie, mówiący o tym, że jestem otwarta na nowe smaki, że mimo kleszczy czających się na gałęziach potrząsam nimi, by zerwać jadalne, choć w postaci surowej trujące kwiaty, że próbuję i mieszam. Zadziwiona nowością doznań smakowych trwam w zachwycie. Truskawki z bzem. To nowy kawałek o mnie. Odrobina mnie. Bez z truskawkami. Mój.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Życie na szpileczkach

Bezpieczna przestrzeń pisania