Kiedy rozdarte staje się połączone
Ach, długo jeszcze poleżę
w szklanej wodzie, w sieci wodorostów,
zanim nareszcie uwierzę,
że mnie nie kochano, po prostu.
M. Pawlikowska - Jasnorzewska
Tak, jakbym zanurkowała. Głęboko, mocno, na wstrzymanym oddechu. Od jakiegoś czasu odnajduję spokój na wydechu, wytrzymuję nawet dwie minuty wykorzystując powietrze nagromadzone w ciele. To jak free diving. Bez sprzętu, tlenu, mieszanki. Z zaufaniem tylko do siebie. Poszło na dno. Szlam się chciał przykleić do moich zgrabnych nóżek, ale jestem w wodzie, a ona czyści. Nie pozwala mi skleić się z brudem, on jest, ale woda obmywa moje ciało, oczyszczając je, kojąc, stabilizując. I widzę siebie, jak wypływam. Opieram dłonie o krawędź pomostu i wyciągam głowę, ramiona, piersi, brzuch. Wyprostowana, z twarzą ku słońcu. Ofelia umie zmartwychwstać, wypłynąć nie siłą wyporu, ale siłą ukrytego oddechu, ruchów rąk i stóp. Jestem piękna, żywa, z tą całą przyjętą prawdą, po którą trzeba było sięgnąć aż tam, na bezdechu, na granicy przytomności. Odpycham się dłońmi od drewna pomostu, w górę, ku życiu. Wstaję, ale czuję, że wcale nie muszę iść. Siadam, nogi zwieszone z podestu sięgają wody i delikatnie ją muskają. Czy to ta rzeka, gdzie kiedyś gepardzica tyle widziała? Nie, przecież to jezioro. Ale woda to woda. Ona pamięta. Widzę ją, idzie swoim kocim krokiem ku mnie. Myślałam, że będzie się czaić w zaroślach. A ona? Przychodzi i siada obok. Widzę jej centki, pierwszy raz tak blisko. Jest mała! Jak większy kot! Dlaczego zawsze wydawała mi się taka duża? A może po prostu zmniejszała się z każdym krokiem podchodząc teraz do mnie? Bym ja rosła. Ta Ofelia, która umiała wyjść, przegląda się swojej prawdzie w wodzie, głaskając leżącą na jej mokrych kolanach niewielką, nigdy niechowającą pazurów gepardzicę. Słychać, jak kociak mruczy z zadowolenia. Jest świt.
Komentarze
Prześlij komentarz