Robić sens
I przylazł on. Smutek zazwyczaj siada po prostu przy stole. Jest taki jakiś zmęczony, ale oddycha spokojnie. Zastaje mnie w czymś, tym razem w codziennej krzątaninie. Najpierw jest moje westchnienie i "odejdź". Ale tak zerkam na niego i czuję, że jednak chcę go przyjąć. Najłatwiej byłoby miotłą przegonić, wciągnąć odkurzaczem. Albo otworzyć okno i kazać mu się ulotnić. Czy by posłuchał, nie wiem. Ale byłabym w działaniu: strategie, metody, sposoby. On chce posiedzieć ze mną. Udaje mi się być pomiędzy cośrobieniem a nicnierobieniem. Cośrobienie zagłusza, nicrobienie osłabia. Więc idę robić sens. Przy tym samym stole, na którym oparł ręce i zwiesił głowę chowając w dłoniach. On mi towarzyszy, czy ja jemu? I czy wiesz, jak piękne smutek ma dłonie?
Komentarze
Prześlij komentarz