A jeśli jednak nie po drodze?
-Wiesz, że powiedziałeś do mnie wczoraj moja droga?
- No way! Chyba musiałem być pijany!
- Pijany? Haha. Byłeś przecież tak narąbany, że pewnie nie wiedziałeś, że to do mnie mówisz, więc luz, nie stresuj się, nie nadinterpretuję.
Siedzieli w słońcu. Osłaniała buzię ręką, bo wiedziała, że pieszczota promieni zostawi na jej twarzy ślady, które z czułością będą miały niewiele wspólnego. Jego dłoń zostawiała na jej ciele podobne. I mimo że teraz było tak przyjemnie, wiedziała, że potem będzie żałować. Dlatego uznała, że ręka jest zbyt małą ochroną i usiadła tyłem do słońca. Widziała go teraz bez mrużenia oczu.
- Czy ty naprawdę musisz psuć każdą miłą chwilę? - był zły, a jego oczy stawały się wtedy stalowozimne. Miała świadomość, że jeśli nie odpuści, słowa zaczną też za chwilę ciąć, kłuć i szarpać.
- Bo mi tego brakuje... Swoją drogą, to chyba cię nie dziwi? - czuła, że miauczy o czułość. A może to nie było skomlenie, tylko po prostu melodia serca?
Bo bardzo chciała kochanie, jedyna i nie tylko droga, ale i najdroższa. Wyciągnęła z kartonika ostatni kawałek pizzy. Ociekał oliwą, był tak wysycony, pomidorowy i mięsny. Nawet nie spojrzała, czy on też ma ochotę. Choć tyle z tego dla niej. Koc, na którym siedzieli, był przyjemnie szorstki i zaczęła pocierać ręką o niego. Jakiś motyl usiadł na jego nosie i oboje musieli się roześmiać.
-No chodź już tu - otworzył ramiona i przytulił tak jakby była droga, jakby była najcenniejsza. I znów uwierzyła jego ciału. Wdychała jego zapach i czuła, że przez pory skóry na szyi wypływa jego uczucie, że ono z serca przemieszcza się gdzieś w te okolice, ale nigdy nie może przecisnąć się przez gardło słowami, na które czekała. Ani tym bardziej nie może przepłynąć do jego głowy, żeby tam zintegrować się z decyzją i stwierdzeniem: kocham ją. Zaczął coś nucić. Nie znała tego utworu. Chciała jednak słuchać tej melodii i rytmu jego serca. Szorstkość koca, szorstkość jego skóry. Łagodność głosu i letniego wiatru.
- Uwielbiam wieloznaczność. Patrz, mówiąc moja droga może chciałeś po prostu mi pokazać, że to twoja droga, nie nasza? - podparła się na jego klacie, mięśnie były mocno napięte, jakby utrzymywały serce w bezpiecznym kaftanie.
- Boże, znów do tego wracasz? Leż tu i choć trochę odpocznijmy.
Pogłaskał ją po głowie, zmarszczył śmiesznie nos i uśmiechnął się. Chciał uniknąć konfrontacji, nie chciał ciąć.
- Ale moja droga jest inna, bo chce iść wzdłuż twojej - nie umiała się już zatrzymać i opierając jego czarom mówiła. - I jestem droga, za droga dla ciebie. Nie zapłacisz tej ceny, a ja z niej nie zejdę.
Zeszła z koca, otrzepała ręce i wsiadła na rower. Ruszyła w drogę. Poboczem.
- No way! Chyba musiałem być pijany!
- Pijany? Haha. Byłeś przecież tak narąbany, że pewnie nie wiedziałeś, że to do mnie mówisz, więc luz, nie stresuj się, nie nadinterpretuję.
Siedzieli w słońcu. Osłaniała buzię ręką, bo wiedziała, że pieszczota promieni zostawi na jej twarzy ślady, które z czułością będą miały niewiele wspólnego. Jego dłoń zostawiała na jej ciele podobne. I mimo że teraz było tak przyjemnie, wiedziała, że potem będzie żałować. Dlatego uznała, że ręka jest zbyt małą ochroną i usiadła tyłem do słońca. Widziała go teraz bez mrużenia oczu.
- Czy ty naprawdę musisz psuć każdą miłą chwilę? - był zły, a jego oczy stawały się wtedy stalowozimne. Miała świadomość, że jeśli nie odpuści, słowa zaczną też za chwilę ciąć, kłuć i szarpać.
- Bo mi tego brakuje... Swoją drogą, to chyba cię nie dziwi? - czuła, że miauczy o czułość. A może to nie było skomlenie, tylko po prostu melodia serca?
Bo bardzo chciała kochanie, jedyna i nie tylko droga, ale i najdroższa. Wyciągnęła z kartonika ostatni kawałek pizzy. Ociekał oliwą, był tak wysycony, pomidorowy i mięsny. Nawet nie spojrzała, czy on też ma ochotę. Choć tyle z tego dla niej. Koc, na którym siedzieli, był przyjemnie szorstki i zaczęła pocierać ręką o niego. Jakiś motyl usiadł na jego nosie i oboje musieli się roześmiać.
-No chodź już tu - otworzył ramiona i przytulił tak jakby była droga, jakby była najcenniejsza. I znów uwierzyła jego ciału. Wdychała jego zapach i czuła, że przez pory skóry na szyi wypływa jego uczucie, że ono z serca przemieszcza się gdzieś w te okolice, ale nigdy nie może przecisnąć się przez gardło słowami, na które czekała. Ani tym bardziej nie może przepłynąć do jego głowy, żeby tam zintegrować się z decyzją i stwierdzeniem: kocham ją. Zaczął coś nucić. Nie znała tego utworu. Chciała jednak słuchać tej melodii i rytmu jego serca. Szorstkość koca, szorstkość jego skóry. Łagodność głosu i letniego wiatru.
- Uwielbiam wieloznaczność. Patrz, mówiąc moja droga może chciałeś po prostu mi pokazać, że to twoja droga, nie nasza? - podparła się na jego klacie, mięśnie były mocno napięte, jakby utrzymywały serce w bezpiecznym kaftanie.
- Boże, znów do tego wracasz? Leż tu i choć trochę odpocznijmy.
Pogłaskał ją po głowie, zmarszczył śmiesznie nos i uśmiechnął się. Chciał uniknąć konfrontacji, nie chciał ciąć.
- Ale moja droga jest inna, bo chce iść wzdłuż twojej - nie umiała się już zatrzymać i opierając jego czarom mówiła. - I jestem droga, za droga dla ciebie. Nie zapłacisz tej ceny, a ja z niej nie zejdę.
Zeszła z koca, otrzepała ręce i wsiadła na rower. Ruszyła w drogę. Poboczem.
Komentarze
Prześlij komentarz