Jak to jest słyszeć wciąż powątpiewanie w prawdziwość twoich twierdzeń i śmiech, kiedy dzielisz się swoim sukcesem, który jest maleńkim kroczkiem, ale dla ciebie przełomem? Trudno. To doświadczenia raniące najgłębiej, bo podważające twoje jestestwo. To przeżycia, które powodują, że sama zaczynam na ułamek sekundy wątpić w diagnozę napisaną przez endokrynolożkę i moje kamienie nerkowe. Bo przecież ja zawsze panikuję, jeśli chodzi o zdrowie i pewnie wydaje mi się, że jestem chora, a to tylko objawy w mojej głowie. Biegnę wtedy po wypis ze szpitala, po wyniki badań, pieczątki, doktor nauk medycznych to podpisała, a tu logo przychodni i z przejęciem godnym czterolatka pokazującego swoje dzieło macham tym przed oczami wątpiących. No i tak, ja panikuję, bo moje ciało dostarcza mi adrenaliny objawami cały czas, ale życie w międzyczasie zsyła dolegliwości, które są opisane w podręcznikach. Z wyników badań aż można poczuć powiew dumy. Tym razem naprawdę! Nie dziw się, że nikt ci nie wierzy, tyl...
Marzę o świecie, w którym nie ma lesby, pisiora, ciapatego, komucha, madki, żula, katola i Janusza. Gdzie można nosić skarpety do sandałów, tak jak nosił mój dziadek, którego skórę obcierały te wszystkie paski. W którym mogę być sobie tak chuda lub gruba, jak chcę i nikt nie będzie mi mówił, co powinnam jeść, żeby... Gdzie człowiek jest człowiekiem i tylko to człowieczeństwo o nim stanowi. W którym to świecie umiemy być ludźmi i nie musimy się opowiadać po którejś ze stron, bo każda z nich jest cenna i nie jest przeciwko. Gdzie mogę patrzeć w oczy w lustrze pewnie, a w oczy innych z wiarą i zaufaniem. Tak, jestem idealistką. Nie chcę patrzeć na zimno, bo jest we mnie zbyt dużo ciepła. Umiem wziąć szpachel i ogarnąć remont. Wiem, że ludzie umieją dopierdolić, że ja też potrafię zranić. Wszyscy mamy tę niszczycielską siłę. Mam czarne, ściśle przylegające do skóry ubrania. Ale noszę też różowe sukienki, bo czuję się czasem jak dziewczynka. Jestem laleczką, która chce tego wyśnionego świat...
Bierzesz długopis albo pióro, otwierasz jakiś przepiękny notes, kupiony specjalnie do prowadzenia dziennika i zaczynasz pisać. Słowa płyną, nie nadążasz za tym, co wychodzi z Ciebie, ręka zaczyna szybko boleć. W pewnym momencie wiesz, że już wszystko jest tam, na kartce, a Ty czujesz ulgę i z radością wracasz do rzeczywistości, wolna_y, bez bagażu, który przed chwilą jeszcze dusił i pętał. Hmmm... Gdyby tak to wyglądało, każdy pisałby codziennie i gabinety terapeutyczne nie byłyby pełne. Pisanie, choć może wzmacniać, rozwijać, a nawet leczyć, nie jest cudownym remedium i co więcej, jak każde działanie, które może dotknąć traumy lub wyzwolić zalewające nas emocje, wymaga ostrożności w tym zakresie. Podchodząc do siebie z czułością, nie będziemy się forsować. Wymaga to jednak kontaktu ze sobą. Bez niego możemy nie zauważyć tej cienkiej linii. Dlatego z pomocą przychodzą "kontenery bezpieczeństwa", jakimi mogą być limitowanie czasu pisania lub określanie z góry jego objętości. O...
Komentarze
Prześlij komentarz