Dirty letter

O listach terapeutycznych będę jeszcze pisać, ale dziś chciałabym o specyficznym jego typie, czyli o dirty letter. Jeśli mamy jakiś nieprzepracowany ból, relację, w której ktoś nas skrzywdził, a złość, gniew i ból nie miały ujścia, te emocje mogą blokować odczuwanie innych emocji. Mechanizm wygląda tak, że blokujemy złość, mówiąc "nic się nie stało, on nie był mnie wart, nie ma o czym mówić". Tyle że fakt, że nie był Ciebie wart nie oznacza, że nie masz prawa czuć złości albo smutku. Jeśli one zostaną zaprzeczone i nie będą przeżyte, to zamrożone urośną do strasznych rozmiarów, zabierając miejsce wszystkich emocji. Także radości, miłości, nadziei. Tych, które stonowałyby ból, złość i smutek. Jeśli nawet po czasie uda nam się do nich powrócić, wydobyć je i przeżyć, otwierając się na nie, otworzymy się też na radość i zadowolenie. Możesz spróbować napisać list pełen żalu i złości. To nie będą dobre słowa. To będzie Twój ból. Czasem w brudnej formie pełnej bluzgów. Dirty letter. Niech te słowa tam wybrzmią. Potem możesz go spalić, nie ma on dotrzeć do adresata, często może być nim zresztą los... Dobrze, jeśli można w nim domknąć sytuację lub relację, podziękować też, dostrzec naukę, wybaczyć. Ale kolejność jest ważna. Żal, smutek, złość niech płyną jak oczyszczająca rzeka. Bo wybaczyć można tylko to, co emocjonalnie wybrzmi. Glośno i w pełni.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Życie na szpileczkach

Bezpieczna przestrzeń pisania